Jak sobie radzić z prokrastynacją w procesie kreatywnym?

Przeczytawszy, że 6-ego września mamy dzień walki z prokrastynacją, przypomniałam sobie (o ironio!), że kilka tygodni wcześniej zaczęłam tworzyć tekst poradnikowy o sposobach na walkę z prokrastynacją. Chyba nie ma większej motywacji do skończenia tekstu… Co więcej, skoro właśnie rozpoczynasz jego lekturę, oznacza to tylko jedno – moja misja zakończyła się sukcesem, a to najlepsza reklama tego materiału.

Może kojarzysz ten kadr filmu: kursor złowrogim spojrzeniem spogląda na głównego bohatera, który właśnie powinien tworzyć kolejny rozdział książki albo ważny artykuł, ale pomimo największych chęci z jego strony, kursor ani myśli ruszyć naprzód pozostawiając za sobą mądre słowa. Właśnie jestem w podobnym momencie. Szczęśliwie dla bohatera (i obiecująco dla mnie) zazwyczaj następuje coś, jakieś wydarzenie, swego rodzaju katharsis, przebudzenie, które skutkuje stworzeniem niezwykłego dzieła. Jeśli czytasz ten tekst, prawdopodobnie mierzysz się ze wspomnianą blokadą. Jak przejść dalej? Przekonajmy się wspólnie.

Wciąż bazując na Twoich doświadczeniach, zapytam: czy znasz to uczucie, kiedy chcesz coś zrobić, naprawdę bardzo chcesz już to mieć za sobą, ale jakaś dziwna siła nie pozwala ci tego dokonać. To nic innego jak zalążki relacji z prokrastynacją albo przynajmniej zjawiskiem, które często jest określane jej mianem.

Prokrastynacja – czym jest?

Czy prokrastynacja, to ładniejsze określenie lenistwa? Bynajmniej. Temat jest bardziej złożony i często dotyka osób, które lubią każde swoje zadanie wykonywać perfekcyjnie, obawiając się nawet najmniejszej porażki. Sam termin jest zagadnieniem psychologicznym i potrafi mieć bezpośrednie przełożenie na kształt całego życia osób, które się z nią zmagają. W tym ujęciu potrzebuje specjalistycznego wsparcia i terapii. Jednak ja miałam na myśli raczej tę potoczną stronę prokrastynacji, którą można określić jako niezrozumiałą chęć odkładania czegoś, co mamy do zrobienia „na potem”.

Są też zwolennicy teorii, że nie wykonujemy jakiegoś zadania wtedy, gdy podświadomie nie chcemy tego robić. Wynajdujemy szereg innych spraw, wypełniamy naszą listę ‘to do’ licznymi punktami, by tylko odwlec w czasie wykonanie rzeczonej czynności. Jest szansa na to, że temat „rozejdzie się po kościach”, choć częściej czeka nas raczej działanie pod presją czasu i wykonywanie ów zadania w bardzo przyśpieszonym tempie. I tu właśnie pojawia się pierwsza rada – niech twoje zadania mają datę realizacji. Nawet jeśli nikt nie daje ci konkretnego deadline’u, określ dla siebie, kiedy to zadanie powinno zostać zrobione.

Czas – sprzymierzeniec czy kat?

Niedawno przeczytałam o „prawie Parkinsona”. Jego autor twierdził, że praca rozszerza się tak, aby wypełnić czas dostępny na jej ukończenie i choć początkowo to spostrzeżenie miało dotyczyć biurokracji, może okazać się, że Parkinson idealnie opisał także i twoją, i moją pracę.

Zaznaczę od razu – absolutnie nie namawiam do pracy ponad normy i wyśrubowanego czasu realizacji, ale do odpowiedniej oceny potrzebnego czasu na wykonanie zadania już tak. Planujmy poszczególne czynności, które trzeba wykonać, by zamknąć dany projekt. Parkinson twierdził, że jeśli na określone zadanie ktoś da ci dwa tygodnie, to zajmie ci ono dwa tygodnie, choć bardzo możliwe, że udałoby się je wykonać zaledwie w kilka dni. Jestem żywym przykładem na to, że tak się czasem dzieje. Z różnych przyczyn. Niekiedy może chodzić o natłok zadań, innym razem o to, że dany projekt nie jest dla ciebie priorytetowy, a jeszcze innym, że czegoś nie lubisz albo że jakiś temat cię w ogóle nie interesuje, więc chętnie korzystasz z możliwości przełożenia tego na później. Jeśli problem leży w ostatnim punkcie, to naprawdę nie zazdroszczę, ale prawda jest brutalna – przekładanie daty realizacji nie sprawi, że zadanie nagle rozpłynie się w powietrzu. Dlatego warto pochylić się nad wspomnianym już planowaniem i rozpisać projekt na pojedyncze zadania z (realną) datą ich wykonania.

„Zrobione jest lepsze od doskonałego”

– głosi slogan Oli Budzyńskiej, znanej także jako Pani Swojego Czasu i trudno się z nim nie zgodzić. Trudniej oczywiście wprowadzić w życie. Perfekcjonizm to główna przyczyna prokrastynacji – chcemy coś zrobić na jak najlepszym poziomie, a to wymaga odpowiedniego przygotowania, przemyślenia, czasu, którego zazwyczaj nam brakuje i tak wpadamy w pułapkę, którą sami na siebie nastawiamy. Jaki jest efekt? Zadanie nie jest zrobione, a nas ogarnia lekka frustracja, bo wiemy, że czegoś z różnych przyczyn nie udało nam się jeszcze zrobić. W tym podejściu nikt nie jest wygrany. Dlatego trzeba je zmienić.

Zrobienie czegoś nieperfekcyjnie wcale nie oznacza bylejakości. Raczej oznacza zrobienie zadania dobrze. Jeśli wciąż nie udało mi się przekonać cię do tego podejścia, wyobraź sobie, że mamy wagę i po jednej stronie położymy perfekcyjny projekt, który na razie jest tylko w twojej głowie, a po drugiej projekt wykonany po prostu dobrze, zgodnie z przyjętymi standardami, ale przede wszystkim zrobiony. Jak myślisz, co będzie lepsze dla ciebie, twoich współpracowników, twojej firmy, klientów – doskonała wizja czy dobra realizacja? No właśnie.

Jeśli dopadnie nas prokrastynacja, to przede wszystkim nie panikujmy i bądźmy dla siebie łaskawi. Może nasza głowa po prostu potrzebuje odpoczynku, może powinniśmy poprosić kogoś o pomoc albo dobrze rozplanować wykonanie zadania, a może tym razem warto wykonać zadanie nie aż tak perfekcyjnie, jakbyśmy chcieli… cokolwiek będzie właściwe dla ciebie, trzymam za ciebie kciuki.

Powodzenia!

Weronika